Australia :: Melbourne na deser

27-28.02.2018

Po ostatnich dwóch pochmurnych dniach w Sydney, to, o czym marzyliśmy to słońce i plaża. Mieliśmy szczęście, bo na ostatnie dni w Melbourne prognoza pogody była doskonała.

Z Sydney do Melbourne dotarliśmy drogą powietrzną, tak jak w drugą stronę, australijskim low-costem JetStar. Najlepszą opcją był poranny lot, co oczywiście wymagało pobudki o nieludzkiej porze. Dzięki temu jednak w Melbourne byliśmy już przed godz. 10. Jeszcze tylko trzeba było się dostać z lotniska Avalon do Southern Cross Station niezawodnym SkyBusem za 22 AUD za bilet, a stamtąd tramwajem do naszego Tolarno Hotel w nadmorskiej dzielnicy St Kilda. 

Hotel położony jest o kilka minut spacerem od St Kilda beach. Zaraz obok znajdują się przystanki tramwajowe i autobusowe, skąd można dostać się do centrum Melbourne (tramwaj 16) lub na główne lotnisko (SkyBus). Zamieszkaliśmy w apartamencie 301 na II piętrze, który jest dużym i komfortowym mieszkaniem z dwiema sypialniami, każda z podwójnym łóżkiem, oraz dużym salonem z kuchnią. Kuchnia jest dobrze wyposażona (mikrofala, toster, czajnik, kuchenka itp.), można samemu przygotowywać posiłki. Pokój ma też duży balkon. Właściwie największym problemem był brak windy, walizki trzeba było wnosić po stromych schodach.

Podróżując komunikacją miejską po Melbourne najlepiej zaopatrzyć się w kartę Myki, odpowiednik Opala w Sydney. Kartę można kupić i doładować w wielu miejscach i sklepach na czele z 7-Eleven. Więcej o karcie przeczytacie pod tym linkiem

Dwa leniwe dni w Melbourne spędziliśmy głównie plażując. Pierwszego dnia wybraliśmy pobliską St Kilda beach, natomiast w kolejnym dniu zdecydowaliśmy się podjechać autobusem na położoną kilka kilometrów na południe plażę Brighton. Spod samego hotelu można tam dotrzeć autobusem 923 lub 922. Znakiem rozpoznawczym Brighton Beach są urocze kolorowe domki. Mieliśmy szczęście, że odwiedziliśmy to wyjątkowe miejsce w środku tygodnia i wcześnie rano, bo ominęliśmy tłumy turystów przyjeżdżających tam tylko na krótką sesję selfie.

Popołudniami i wieczorami natomiast przemierzaliśmy centrum Melbourne, od Royal Botanic Gardens, przez Federation Square i Birrarung Marr aż po Queen Victoria Market, ciesząc się ostatnimi chwilami na antypodach. Żeby dobrze i niedrogo zjeść warto zapuścić się do Chinatown, gdzie znaleźliśmy mnóstwo obleganych azjatyckich restauracji. A potem po prostu zgubić się gdzieś w centrum miasta potocznie zwanym CBD, położonym na prawym brzegu rzeki Yarra.

Dodaj komentarz