Tatry :: Wracamy zimą na Szpiglasowy Wierch

4.01.2023 :: Szpiglasowy Wierch

W tym sezonie śnieg spadł już we wrześniu, jednak dość szybko stopniał. Porządna zima przyszła dopiero w grudniu, ale pogoda nie rozpieszczała. Codziennie monitorowałem prognozy, mając nadzieję na rozpoczęcie zimowego sezonu w Tatrach. Bezskutecznie. Albo opady i wiatr, albo duże zagrożenie lawinowe. Grudzień zleciał bez możliwości wyrwania się w góry. Po nowym roku pogoda nico się poprawiła. Śniegu wciąż nie było zbyt dużo, w dolinach prawie w ogóle, ale pierwsze dni stycznia miały być w miarę słoneczne, choć potem prognozowano kolejne załamanie i obfite opady.

Pozostało więc skorzystać z tego okienka pogodowego i wyrwać się na jeden dzień w środku tygodnia. Zadzwoniłem do Radka. Zrządzenie losu: Radek też może urwać się z pracy w środę. Szybka decyzja: jedziemy! Pozostał wybór trasy, co było ważne ze względu na wciąż dość trudne warunki w górach – twardy, zlodowaciały śnieg. Pierwsza opcja – Szpiglasowy Wierch, tym razem z powrotem przez Morskie Oko. Oczywiście jeśli warunki pozwolą. Pozostawiliśmy sobie opcję zmiany planu w razie kiepskich warunków w Dolinie Pięciu Stawów. Plan B – Zawrat, a w razie skrajnie kiepskich warunków – spacer po dolinie.

Wtorkowy wieczór: pakowanie plecaka, kanapki na rano, termos z gorącą herbatą z cytryną, miodem i sokiem. I do spania. Wyjątkowo wcześnie udało mi się uwinąć i przed godz. 23 byłem w łóżku. Oby udało się szybko zasnąć. Tym razem śpię doskonale i o 3:30 jestem wypoczęty, jak nigdy wcześniej o tej porze. Kilka minut po godzinie 4 siedzimy już z Radkiem w samochodzie. Kierunek: Zakopane. O tej porze w środku tygodnia na drodze pustki. Półtorej godziny w trasie mija szybko.

Na parkingu w Palenicy Białczańskiej meldujemy się kilkanaście minut przed godziną 6. Oprócz nas jest tylko kilka samochodów. Szybka bułka na drugie śniadanie, buty, czołówka, plecak i w drogę po w miarę suchym asfalcie w kierunku Wodogrzmotów. W ciemności idziemy sami, rozgrzewając się z każdym krokiem.

Po niecałych trzech kilometrach, w czterdzieści kilka minut od startu skręcamy w prawo, szlakiem zielonym prowadzącym do Doliny Roztoki. Powoli robi się jasno, a miejscami pojawia się lód i śnieg. Zakładamy raczki, choć większość trasy idziemy po kamieniach i szutrze.

W niecałe dwie godziny od startu, na dziesięć minut przed godziną 8 zaczynamy mozolne podejście czarnym szlakiem do schroniska. Tutaj śniegu jest już więcej, więc zakładam raki. Czterdzieści minut później jemy już śniadanie i słynną szarlotkę w schronisku Pięć Stawów. Cały czas zastanawiamy się, jakie warunki zastaniemy na podejściu. W tym momencie ktoś wchodzi do schroniska. Zaraz, ja go znam! To Zbyszek, ratownik TOPR, który prowadził kurs wysokogórskiej turystyki zimowej, w którym brałem udział nieco ponad rok wcześniej.
– Na jak długo w Piątce, jaki plan, gdzie idziecie? – pyta.
– Plan jest na Szpiglas, ale nie wiemy jak warunki – odpowiadam.
– Śnieg twardy i stabilny. Nie ma obawy o lawiny. Warunki do chodzenia dobre… O ile ktoś umie chodzić w takim śniegu – zapewnia Toprowiec.

Klamka zapadła, Szpiglas potwierdzony. Posileni i uspokojeni wyruszamy ze schroniska o wpół do dziesiątej. Pogoda przepiękna, bezchmurne niebo, brak wiatru. Idziemy cały czas w cieniu, słońce chowa się za szczytem Miedzianego. Okrążamy Przedni Staw i zaraz za nim skręcamy w lewo mniej więcej zgodnie z zimowym wariantem szlaku. Tu już nie ma oznaczeń, więc co jakiś czas sprawdzam kurs na GPS-ie. Tutaj spotykamy dziewczyny, które potwierdzają, że cały szlak jest stabilny i pewny. Nie powinno być trudności. Pniemy się na bulę Niedźwiedzia, trawersując następnie zbocza Miedzianego. Co chwilę zachwycamy się widokami na dolinę i zamarznięte stawy, w których odbijają się sylwetki masywnych ścian Koziego Wierchu i sąsiednich szczytów Orlej Perci.

Na kilka minut przed 11 docieramy do finalnego stromego podejścia na Szpiglasową Przełęcz. Zakładamy kaski i zaczynamy mozolnie piąć się po dobrze wydeptanych stopniach. Raki dobrze trzymają na twardym śniegu, choć czasem trzeba użyć sporo siły, żeby czekan przebił się przez lodową skorupę. Podejście jest ostre, ale niezbyt długie. Znamy je już z Radkiem z naszego poprzedniego wyjścia późną zimą poprzedniego roku. Dwadzieścia minut po 11 wychodzimy z cienia na pełne słońce meldując się na przełęczy. Wreszcie dane jest nam zachwycić się niezapomnianym widokiem.

Ruszamy granią w kierunku szczytu i już po piętnastu minutach stajemy przy słupku granicznym nr II/215. Jesteśmy na Szpiglasowym Wierchu. Tutaj wieje mocno, ale nie przeszkadza mi to w zrobieniu pokaźnej ilości zdjęć i filmów. Na wierzchołku spędzamy dziesięć minut. Widoki fantastyczne w którą stronę nie patrzyć. Od zachodu doskonale widoczne Czerwone Wierchy, dalej patrząc na prawo Świnica, Kozi, Granaty i dalszy ciąg Orlej Perci po Buczynowe Turnie i Krzyżne, a dalej Wołoszyny. Odwracając wzrok na wchód możemy podziwiać piękną panoramę słowackich Tatr Wysokich z charakterystyczną sylwetką Lodowego Szczytu, następnie Rysy, Wysoką i wreszcie dostojną grań Mięguszowieckich Szczytów, po Koprowy Wierch i Grań Hrubego na południowym-zachodzie. Zaraz pod nami zamarznięta tafla Niżniego Ciemnosmreczyńskiego Stawu.

Palce zamarzają, a wieje co raz bardziej. Trzeba zacząć zejście. Idziemy uważnie wąską granią z powrotem. Już kilkanaście minut później robimy krótki postój na Szpiglasowej Przełęczy. Chowamy się przed wiatrem, żeby coś zjeść i napić się ciepłej herbaty. Krótki przystanek i zaczynamy dalsze zejście w kierunku Doliny za Mnichem, trawersując tym razem południowy stok Miedzianych skąpany w słońcu. Jest kwadrans po południu. Tutaj śniegu zdecydowanie mniej, mocno wytopiony, miejscami musimy przechodzić przez niewygodne trawiaste fragmenty. Co jakiś czas zatrzymujemy się i podziwiamy nowe dla nas widoki.

Podczas jednego z takich postojów Radek rzuca pomysł: może zdążylibyśmy jeszcze skoczyć na Wrota Chałubińskiego. Można by było skrócić drogą i zjechać na skróty na czekanie do czerwonego szlaku. Porzucamy jednak ten pomysł. Co chwilę spod śniegu wystają skały, zjazd nie byłby zbyt bezpieczny, a obejście oznaczałoby wydłużenie dzisiejszej trasy o kolejne 4 kilometry, czyli jakieś 2,5 godziny. Wrota poczekają…

Schodząc dalej Ceprostradą podziwiamy Mnicha, Rysy, wyłaniający się Czarny Staw i wreszcie Morskie Oko. Wchodzimy wreszcie w zarośla kosodrzewiny, przecinamy owiane złą sławą, często lawiniaste żleby opadające do jeziora. Na tafli spora grupka ludzi gotowych poświęcić się dla upragnionego selfie. W schronisku też tłoczno, choć kolejka dość szybko idzie. Zamawiam bigos, Radek pomidorową, a na deser… kolejną szarlotkę tego dnia, a jakże.

Teraz już tylko ostatni ośmio-klilometrowy spacer oblodzonym asfaltem w dół Doliny Rybiego Potoku. Zaraz po wyjściu ze schroniska: bęc! Raki schowane, raczki w ręce, jeszcze nie założone, a ja fikam orła na lodzie. Bogu dzięki nic mi się nie stało. Czym prędzej zakładamy raczki i już bezpiecznie schodzimy do samochodu zaparkowanego w Palenicy.

Dodaj komentarz